Drukuj
Nawet u seniorów trzeba wykształcić nawyk aktywności ruchowej. Sport poprawia jakość życia, powoduje pozytywne myślenie. O arenach sportowych, żabach nad Wisłą i aktywnej starości opowiada Jacek Bączkowski – prezes Mazowieckiego Towarzystwa Krzewienia Kultury Fizycznej.
 
 
Łukasz Celej: Powiedział Pan kiedyś, że ludzie stroniący od sportu to najbliższa Pana sercu grupa. Dlaczego?

Jacek Bączkowski: Przecież nie całe społeczeństwo garnie się do wyczynu – to jest trud, wysiłek, żmudna praca. Nawet młody człowiek nie zawsze chce trenera, który mówi mu, co ma robić. On chce sobie w wolnej chwili porzucać do kosza czy postrzelać do bramki. I to jest właśnie rekreacja, czyli sport dla wszystkich.

Wielu ludzi pracuje do nocy i nie ma po prostu czasu na sport, ale są też tacy, którzy wracają z pracy o 16, włączają telewizor i siedzą sobie, aż ich sen nie zmorzy. Społeczeństwu brakuje nawyku i świadomości, ludzie nie zdają sobie sprawy, że rekreacja to zdrowie. Dużo osób wyjeżdża na narty, ale to nie jest tani sport. Kiedyś były wyciągi wyrwirączki, teraz są eleganckie stoki, można też wyjechać za granicę. Tylko jak często się jeździ na tych nartach – dwa razy w roku? Są inne formy rekreacji, ograniczone barierami finansowymi, jak na przykład żeglarstwo. Ale już do joggingu wystarczą buty, spodenki i koszulka.

– Przestrzeń miejska sprzyja rekreacji?

–  W Warszawie jest dużo miejsc do biegania, ale mało biegaczy. Ostatnio można zauważyć wielu rowerzystów, powstają nowe ścieżki rowerowe, ale to jest ciągle kropla w morzu. Jednak największy niewykorzystany potencjał to Wisła! Co tam się dzieje? Jeden człowiek, Przemysław Pasek, wozi ludzi łódką na Bielany, jeszcze go policja oskarża, że łódź nie ma atestów - i to jest wszystko. Parę statków tam kursuje, ale gdzie jest sport, gdzie rekreacja? Co się stało z wioślarzami, kajakarzami, motorowodniakami, którzy kiedyś tam pływali? Wystarczy pojechać nad Wisłę i zobaczyć. Jakieś żaby tam pływają? A co z plażami? Kiedyś było na nich pełno ludzi. Ja sam, jako młody adept ratownictwa, żeby zdobyć papier, musiałem odbębnić praktykę i zrobiłem to właśnie na plaży przy Moście Poniatowskiego. Były tam natryski, baseny, ludzie mogli się umyć, zmoczyć trochę. Wisła była w miarę czysta, a kąpiel dozwolona. Te brzegi powinny być uregulowane, powinny tętnić życiem, jak Plaża Braci Kozłowskich przed wojną. Dziś działa jeden klub La Playa, zresztą na terenie wynajętym od TKKF „Rusałka”, i tyle. Jedna jaskółka wiosny nie czyni.

– TKKF „Chomiczówka” kieruje swoją ofertę przede wszystkim do osób starszych...

– Osoby starsze, seniorzy, emeryci – to jest ogromne pole do zagospodarowania. Niektórzy ludzie wcześniej poszli na emeryturę, mają 50, 55 lat i nie wiedzą, co zrobić ze swoi czasem. Mamy dla nich wiele propozycji. Miasto daje pieniądze na program „Senior - starszy sprawniejszy”. Ludzie ćwiczą: mają gimnastykę, aqua fitness, nordic walking. Dwa razy w roku studenci  AWF-u pod kierunkiem dra Rafała Rowińskiego  przeprowadzają próby wydolnościowe i wytrzymałościowe. Uczestnicy naszych zajęć uwierzyli, że dzięki systematycznym ćwiczeniom mają znacznie lepsze wyniki. To jednak nie wszystko, prowadzimy jeszcze chór i zajęcia malarskie. Niektórzy zaczynają od gimnastyki, a po roku na ścianach wiszą ich obrazy - ludzie odkrywają nowe talenty nawet na emeryturze.

– Jak docieracie do swoich odbiorców?

–  Nie trzeba nawet dawać ogłoszenia. Informacja rozchodzi się na zasadzie plotki, bo ludzie sami się informują. Pomimo że prowadzimy zajęcia w 7 punktach na Bielanach, nie cierpimy na brak chętnych. Barierami są raczej środki finansowe i kadry. Brakuje przede wszystkim w pełni wykwalifikowanych instruktorów. To muszą być absolwenci AWF-u ze stopniem instruktora rekreacji i ukończonym kursem kinezygerontoprofilaktyki, który organizuje TKKF. Wśród instruktorów mamy m. in. panią doktor AWF-u, która dostaje 30 złotych brutto za godzinę. Proszę to porównać z pieniędzmi, jakie może zarobić w klubie fitness. Nawet sport wyczynowy wielu trenerów traktuje jako dodatkową pracę. Pieniądze zarabia się w szkole, dopiero wieczorem lub w weekendy można prowadzić zajęcia trenerskie czy instruktorskie.

– Współpraca z Miastem funkcjonuje dobrze?

–  Współpraca z miastem jest znakomita. TKKF-y, jeżeli poprawnie złożą wniosek, zazwyczaj dostają pieniądze. Najważniejsza jest inicjatywa, odczytanie potrzeb społecznych i umiejętność zainteresowania swoją ofertą ludzi. Dawniej centrala zwoływała spotkanie i określała kto, na co i ile dostanie pieniędzy. Teraz o pieniądze trzeba się starać. Kiedyś sprzedawaliśmy karnety na basen. W dniu sprzedaży przed budynkiem ciągnęła się taka kolejka, że ja nie mogłem wejść do swojego biura. W komunizmie gorzej było z bazą. W ostatnim czasie baseny powstawały jak grzyby po deszczu. Chce pan pływać, po prostu kupuje pan bilet. Teraz trzeba walczyć o klienta, kiedyś to klient walczył o usługę. Podobnie jest z OSiR-ami. Miasto dopłaca do tych placówek, ale one muszą wciąż uatrakcyjniać swoją ofertę, żeby pozyskiwać klientów.

– Jakie są plany na najbliższy czas?

–  Od 17 sierpnia dalej ruszamy z akcją „Senior - starszy sprawniejszy”. Jeszcze się nie zakończyły obozy dla uzdolnionej sportowo młodzieży. Od września wracamy do naszej zwykłej działalności. A w dalszej perspektywie, jako Mazowiecki TKKF organizujemy coroczny Mazowiecki Sportowy Turniej Miast i Gmin. Będzie się on odbywał w ramach Europejskiego Tygodnia Sportu dla Wszystkich. W tym roku impreza miała charakter pilotażowy, ale następna edycja, dzięki funduszom z Ministerstwa Sportu, zostanie zorganizowana ze znacznie większym rozmachem. Takie imprezy są świetną okazją, aby do rekreacji zachęcić dorosłych, niech oni dalej zarażają bakcylem sportu swoje dzieci.

– Ma Pan sportowe  marzenie o Warszawie?

–  Warszawa moich marzeń to miasto z dużym udziałem obiektów sportowych. Nie tylko dwa stadiony piłkarskie, ale hala widowiskowo-sportowa z prawdziwego zdarzenia, wreszcie pływalnia olimpijska, którą od lat różni decydenci obiecują wybudować na terenie AWF-u, którego zawodnikami są przecież Otylia Jędrzejczak i Paweł Korzeniowski. Jeżeli będą takie obiekty, Warszawa stanie się organizatorem międzynarodowych zawodów sportowych najwyższej rangi. Takie imprezy, poza tym, że promują miasto, podobnie jak sukcesy polskich zawodników, sprawiają, że dzieci i młodzież garną się do sportu. Tak było z Pawłem Nastulą, którego wyniki przełożyły się na zainteresowanie judo i w efekcie na powstanie bardzo dużej liczby klubów.
Wyobrażam sobie profesjonalne obiekty, powstające nowe kluby sportowe, które działają, a nie jest tak jak teraz, że kluby i sekcje padają. Załóżmy więc, że mamy już niezbędną infrastrukturę. Bezpośrednim zapleczem sportu wyczynowego jest sport szkolny, a więc także szkolne obiekty sportowe. Trzeba powiedzieć, że tutaj bardzo dużo się zmieniło. Remontowane są boiska, wykorzystuje się sztuczne nawierzchnie, budowane są bieżnie, przy szkołach powstają duże hale sportowe. Warszawa posiada plan i sukcesywnie go realizuje. Jeżeli młody człowiek chce uprawiać sport, może to robić bez wsparcia finansowego rodziców. W ofercie są nie tylko SKS-y i turnieje Warszawskiej Olimpiady Młodzieży, ale także szereg programów realizowanych przez Miasto, jak na przykład: „Program otwartych obiektów sportowych” czy „Sportowy talent”.
 

Jacek Bączkowski – prezes Mazowieckiego TKKF, prezes TKKF „Chomiczówka”, Główny specjalista Wydziału Sportu i Rekreacji dla  Dzielnicy Bielany Urzędu m.st. Warszawy.


autor: Łukasz Celej
Rozmowa przeprowadona dla portalu: www.ngo.pl
http://warszawa.ngo.pl/wiadomosc/471962.html
Our website is protected by DMC Firewall!